Lubię poznawać świat i dowiadywać się nowych rzeczy, ale są takie sprawy, których chyba już nie zrozumiem. Jedną z nich jest rezygnacja z tzw. grid girls w Formule 1, ale ta epidemia zaczyna obejmować również inne dyscypliny, w tym kolarstwo (choć w sumie można równie dobrze przyjąć, że tutaj się to zaczęło, bo tzw. podium girls nie oglądaliśmy już na Vuelta a España). Mniejsza o kolejność, i tak nie rozumiem.
Jestem bardzo daleki od tego, żeby kobiety traktować w kategorii błyskotek, będących ozdobą sportowych herosów, ale za każdym razem, jak o tym pomyślę, przypomina mi się ta scena z „Testosteronu”
Z radością odnotowuję coraz więcej miejsc na podium dla kobiet – zawodniczek. Ale nadal nie rozumiem, dlaczego ktoś chce pozbawić świat ich uśmiechu w innych okolicznościach? No i może ktoś by po prostu zapytał w końcu je o zdanie?
Tutaj się nad tym nieco mocniej pochylam.
A co poza tym? Wyścig Paryż-Nicea skończył się mokrym snem scenarzysty thrillerów. Mieliśmy wszystko: ucieczkę Solera, pogoń Yatesa, ucieczkę Yatesowi braci Izagirre, pogoń Yatesa, upadek braci Izagirre, kolejną pogoń Yatesa i na koniec wyścig wygrany przez Solera dokładnie o tyle, ile wynosiła bonifikata za trzecie miejsce na mecie. Chyba jedynym, który się nie pogubił w tym bałaganie (choć łatwo nie było, bo zawodnicy wyprzedzali na trasie zdublowanych na pętli kolarzy, więc nie sposób się było połapać, gdzie przód, a gdzie tył), był David de la Cruz, który już etatowo wygrywa ostatnie etapy tego wyścigu.
Niewiele mniej dzieje się w Tirreno-Adriatico, gdzie dziś po raz pierwszy nie zmienił się lider, co cieszy tym bardziej, że jest nim Kwiatkowski. Po drodze mieliśmy jeszcze udział w kraksie Rafała Majki, a dzień później walkę na finiszu po 16-kilometrowym podjeździe, gdzie Majka uległ tylko Mikelowi Landzie. Jutro decydująca o wszystkim jazda na czas, w której Kwiato będzie bronił 3-sekundowej przewagi nad Caruso.
Się dzieje.