Jakkolwiek głupio by to nie brzmiało w środę, to był to zupełnie szalony tydzień. Właściwie to nawet półtora tygodnia, bo przecież zabawa z Paryż-Nicea zaczęła się wcześniej. Ale z tych dwóch równoległych wyścigów: „w stronę słońca” i „od morza do morza”, zdecydowanie wolę ten drugi (niestety nie zawsze jest możliwość, żeby oglądać oba). Tirreno-Adriatico wydaje mi się znacznie radośniejszy, bardziej żywiołowy i nieco lepiej obsadzony, bo przez wielu kolarzy jest traktowany jako ostateczny sprawdzian przed serią wiosennych klasyków. No i jechało w nim więcej „naszych”. I to nie byle kto, bo właściwie prawie wszyscy aktualnie jeżdżący zwycięzcy etapów na wielkich tourach: Bodnar, Majka, Marczyński (zabrakło tylko Przemka Niemca) oraz zdobywca najcenniejszego skalpu: mistrz świata z Ponferrady – Michał Kwiatkowski. Słowem: crème de la crème.
Wiele ostatnio można powiedzieć o Team Sky i nie zawsze są to słowa przyjemne. Ale nie można odmówić im jednego: naprawdę potrafią w nowoczesne kolarstwo. I jest to pewna zmiana na plus, którą widzę od tego sezonu: mam wrażenie (być może mocno subiektywne), że zerwali z dogmatem obrony lidera za wszelką cenę. Tak było w Volta ao Algarve, gdzie Kwiato okazał się w końcówce mocniejszy od Thomasa i pojechał po swoje. I tak było i na podjeździe pod Sarnano Sassotetto, gdzie na ostatnich kilometrach „G” odmówił współpracy rower, więc do przodu pognano Kwiatkowskiego, żeby pilnował zdobyczy zespołu. Tego wcześniej – mam wrażenie – nie oglądałem. Prędzej spodziewałbym się scenariusza, w którym spadającego z roweru lidera Kwiato wnosi na górę na własnych ramionach, bo tak zakładała strategia zespołu.
Strategia się zmieniła i dostosowała do rzeczywistości, dzięki czemu Kwiatkowski sięgnął po kolejny z wielkich sukcesów w karierze, przez co lista jego osiągnięć już dziś wygląda imponująco:
A przecież sezon, na który Michał postawił sobie wielkie cele, dopiero się zaczyna.
Piękny to był wyścig, wielkie emocje do samego końca i wspaniałe zwycięstwo Michała. Tutaj piszę o tym nieco więcej (choć z paroma błędami, ale pisane w emocjach, więc sam sobie wybaczam 😉
No i zapewne między innymi o tym sobie jutro porozmawiamy z Adamem Proboszem w audycji #Wjechało na Weszło.fm – zapraszam, choć pojęcia nie mam, co Adam szykuje? 🙂
Screenshot kradziony od @kona_konovsky 😉