Słowo się rzekło. Marek Tyniec wynorał ten tekst, wyrażając przy okazji nadzieję, że kiedyś coś podobnego ukaże się w języku polskim. Ponieważ podzielam ten pogląd, a poniższa rozmowa jest jedną z najciekawszych rzeczy o kolarstwie, jakie ostatnio czytałem, podjąłem się próby przetłumaczenia tego materiału.
Oryginał znajduje się tutaj, a jego autorem jest Tom Fordyce. Zdjęcie pochodzi z materiałów organizatora Giro d’Italia. Tekst na blogu został opublikowany 7 czerwca 2018 r.
______________________________________
Jak Chris Froome wygrał Giro d’Italia na spektakularnym 19. etapie.
To był jeden z najbardziej sensacyjnych dni w sporcie ostatnich lat: Chris Froome, po trzech tygodniach walki z kontuzjami i niepewną formą, zaprezentował spektakularną 80-kilometrową solową ucieczkę na 19. etapie Giro d’Italia, odrabiając ponad trzyminutową stratę i wypracowując przewagę, której nie oddał do końca.
Kolarski świat oniemiał. Wiele osób, które wcześniej nieszczególnie interesowały się wyścigiem, teraz gromadziło się, by oglądać ten spektakl, budzący u jednych podziw, a u innych – cyniczny uśmiech. Dyskusje na ten temat nie ustają do dziś. Teraz, po raz pierwszy, dwóch ludzi odpowiedzialnych za stworzenie i realizację tego zuchwałego planu: Sir Dave Brailsford – szef Team Sky i Tim Kerrison – trener Froome’a, zabiera nas ponownie w tę ucieczkę, zdradzając jej szczegóły.
Być może zmienisz swoje zdanie na temat tego, co się wydarzyło. Być może nie. Może wyciągniesz z tego własne wnioski. Ale warto przeczytać, co o pomyśle, związanych z nim wątpliwościach, planowaniu i realizacji tej dramatycznej akcji, mają do powiedzenia Brailsford i Kerrison.
W tym niezwykłym wyścigu była to najbardziej nieprawdopodobna historia, jaka się wydarzyła.
Ziarno zostaje zasiane
Na trzy etapy przed końcem Giro Chris Froome, walczący ze skutkami upadków, urazem kolana i otarciami spowodowanymi przez siodełko, zajmował czwarte miejsce w klasyfikacji generalnej, tracąc 3’22” do swojego rodaka Simona Yatesa, będącego po znakomitej jeździe przez 18 etapów liderem, oraz 2’54” do Toma Dumoulina – zwycięzcy Giro sprzed roku.
Piątek, 25 maja, przyniósł najtrudniejszy etap w ciągu całych trzech tygodni: 184 kilometry, cztery duże podjazdy, w tym przerażająca wspinaczka na Colle delle Finestre, najwyżej położony punkt wyścigu.
Dave Brailsford: Czwartkowy, 18. etap miał mocno rozciągnięty finisz: Dumoulin atakuje, Yates błyskawicznie dojeżdża do jego koła. Dumoulin zwalnia, dochodzi Chris. Dumoulin odjeżdża ponownie, a Yates nie odpowiada.
To był ten moment: pierwszy sygnał, że Simon boryka się z problemami i pierwsze pytania: czy to tylko chwilowa słabość, czy już trend? Chris kontratakował i to wystarczyło. Gra się rozpoczęła.
Tim Kerrison: Rozpoznanie Finestre zrobiliśmy właściwie mimochodem. W czerwcu ubiegłego roku byliśmy w Sestriere, żeby obejrzeć niektóre z etapów Tour de France i mieliśmy jeden dodatkowy dzień. Nie wiedzieliśmy wówczas, że Chris pojedzie w Giro, ale wiedzieliśmy, że Finestre będzie na trasie. Pomyśleliśmy więc, że skoro tu jesteśmy, to zrobimy „rekonesans” na przyszłość, może się przyda Chrisowi lub innemu kolarzowi.
Pojechaliśmy więc przez podjazd na Finestre, zjazd w dolinę, podjazd do Sestriere – właściwie wszystko, poza ostatnim podjazdem na etapie. To był najgorszy dzień, jaki przeżyłem na rowerze. Zdałem sobie sprawę, że jeśli masz zły dzień na tej górze, możesz tu stracić mnóstwo czasu. Nie tylko na podjeździe, ale również na zjeździe i kolejnej wspinaczce. Ale zrozumieliśmy też, że może to być szansa.
Plan zaczyna się układać.
W czwartek wieczorem, w autobusie Team Sky, Brailsford gromadzi swoich ludzi: szefa ds. wydajności, Roda Ellingwortha, odpowiedzialnego również za logistykę; Jamesa Mortona – dietetyka zespołu oraz Nico Portala – dyrektora sportowego. Kerrison łączy się z nimi telefonicznie z obozu treningowego na Teneryfie.
Brailsford: Tim trenuje kolarzy i przygotowuje ich do wyścigów. Analizuje moc, jakiej potrzebują, żeby jazda przynosiła zakładane efekty. Dostarcza nam wiedzy i niezbędnych danych.
Nico odpowiada za taktykę. Jeździ samochodem zespołu. Jest emocjonalny, nieco romantyczny, ma bardzo bliskie relacje z zawodnikami. Wnosi zupełnie inny punkt widzenia do dyskusji, bo Tim i ja mamy bardziej „kliniczne” charaktery.
Spojrzeliśmy na plan etapu, na którym znajdowała się wspinaczka pod Finestre, strategicznie najbardziej nas interesująca. Powinna zostać pokonana mniej więcej w godzinę i pięć minut. Mamy świadomość, że tak ciężką jazdę na szczyt będą mogli podjąć tylko najlepsi zawodnicy. Będą pozostawieni samym sobie. Bez wsparcia drużyny, bez żadnej pomocy.
Pomyśleliśmy, że Simon jest już zmęczony, a początek podjazdu to 27 ostrych nawrotów, przypominających spinki do włosów. Przed każdym nawrotem zwalniasz, żeby zaraz potem przyspieszyć, wychodząc z niego. Pierwszych czterech lub pięciu zawodników nie ma z tym problemu. Ale kiedy jedziesz na jedenastej, dwunastej lub trzynastej pozycji, każdy nawrót oznacza sprint, tworzą się naturalne luki. Wiesz, że jak narzucisz ostre tempo z przodu, ktoś zapłaci za to z tyłu.
Chcemy więc jako zespół pierwsi dopaść tych serpentyn, a potem uderzyć tak mocnym tempem, jakie tylko będzie możliwe do utrzymania przez Chrisa przez półtorej godziny. Simon będzie musiał wówczas walczyć.
Kolejną kwestią było pozbycie się Dumoulina. Chris miał absolutną pewność: „Kiedy dotrzemy do 8-kilometrowej szutrowej drogi na szczyt Finestre, zamierzam zaatakować. I jestem pewien, że tam mogę go urwać”.
To była faza druga.
Zapytałem Chrisa czy byłby skłonny jechać z Dumoulinem? Na koniec dnia mógł być pierwszy lub drugi. Drugie miejsce to i tak o wiele lepiej niż to, co mamy obecnie. Ale jemu chodziło wyłącznie o wygraną, o nakrycie wszystkich czapką. O powrót z dalekiej podróży. Dla większości ludzi drugie miejsce byłoby znakomite, ale Chris powiedział tylko: „Nie, nie, nie. Nie pojadę z nim”.
Cały pomysł polegał więc na tym, żeby pokonać go na samym szczycie wiedząc, że tylko niewielka grupa kolarzy będzie blisko i żaden z nich nie będzie miał pomocników. Że to będzie walka jeden na jednego.
W tym momencie dyskusja zrobiła się bardzo ożywiona. Wchodzimy w to! Ludzie w drużynie bardzo to lubią.
Często w sporcie jest tak, że nie sposób nie brać pod uwagę konsekwencji jakiegoś działania. Trzeba kalkulować, czy ryzyko się opłaca. I prawie zawsze wybiera się wtedy rozwiązania ostrożniejsze.
Ale Chris był czwarty i miał ponad trzy minuty straty. To był jeden z tych wspaniałych scenariuszy, w których można powiedzieć: rzućmy na stół wszystko i zobaczmy co z tego wyniknie. Jeśli przeczucia nas nie mylą, wydrapiemy to zwycięstwo. Zaczęliśmy więc szczegółowe planowanie, żeby przeanalizować i wykorzystać każdą możliwą szansę.
Gra w cyferki
Na ostatnich 100 kilometrach etapu były trzy duże wzniesienia. Finestre: 18,5 km długości, średnie nachylenie 9,2% i szczyt na wysokości 2.178 mnpm. Szybki, trudny technicznie zjazd, a po nim wspinaczka do Sestriere: 16 km, ale już o wiele łatwiej. Piewsze 7 km prawie płaskie, pozostałe to średnio tylko 5%.
Na koniec zostawała ostatnia wspinaczka do mety w Bardonecchia: 7,2 km, średnio 9%. Podjazd, na którym można było wszystko stracić, nawet gdyby zadziałały dwie pierwsze części planu.
Brailsford: Żeby wypchnąć Chrisa na prowadzenie musieliśmy mu zapewnić odpowiednie paliwo. Organizm może przyjąć tylko 90 g. węglowodanów na godzinę. Jeśli w tym samym czasie zużyje więcej, szybko opadnie z sił. To było dla nas najważniejsze: Chris musiał dostać 90 g. węglowodanów co godzinę. Ale kiedy spojrzeliśmy, w którym to będzie miejscu etapu, zdaliśmy sobie sprawę, że zjedzenie trzech ciastek ryżowych albo trzech żeli podczas sztywnego podjazdu lub na zjeździe, w praktyce będzie niemożliwe.
Tim podzielił więc etap na segmenty: pierwsze 90 minut, potem dojazd do pierwszej wspinaczki i sam podjazd. Następnie przełożył to wszystko na moc, jaką Chris mógłby wytwarzać w każdym segmencie i ilość spalanych przy tym węglowodanów. Potem wprowadziliśmy w to strategię żywieniową.
Każda butelka wody waży 500 g. Mamy obsesję na punkcie każdych 30 g. roweru, więc pytanie o dodatkowe 500 g. na godzinnym podjeździe pod Finestre, który może okazać się decydujący dla całego wyścigu, jest w tym momencie kluczowe. Ale jeśli nie będzie dobrze nawodniony, istnieje bardzo duże ryzyko, że „strzeli”. Postanowiliśmy zatem dostarczać Chrisowi pożywienie i wodę w 10-minutowych odstępach, żeby on sam wiózł pod górę jak najmniej.
Przedstawiliśmy ten plan Rodowi – opadła mu szczęka. Gdy doszedł do siebie odpowiedział: „Możemy to zrobić, ale będziemy potrzebowali wszystkich w zespole: oficerów prasowych, mechaników, ochroniarza, mnie – to jedyny sposób, żeby to zadziałało”. Wtedy do nas dotarło, że niektórzy z tych facetów nigdy nie podawali bidonu jadącemu kolarzowi. A do tego musieliby się przemieszczać.
Rod opracował całą logistykę, James wyliczył co Chris powinien zjeść, kiedy i gdzie, Tim dokonał obliczeń, dotyczących wydatków energetycznych w poszczególnych miejscach… a potem zebraliśmy całą ekipę kolarzy i opowiedzieliśmy im, co zamierzamy zrobić.
Początek ucieczki
Rozpoczyna się etap. Zawiązała się ucieczka, a w niej kolarze Sky: David de la Cruz i Sergio Henao, którzy mogą być wsparciem dla Chrisa w razie próby odjazdu z peletonu. Ale Mitchelton-Scott, drużyna Yatesa, narzuca szybkie tempo, aby doprowadzić do podjazdu cały peleton. Nieświadomie realizują scenariusz Sky.
Brailsford: Od czasu do czasu, z biegiem lat, musisz po prostu zdać się na przeczucie. To był ten dzień dla Chrisa. „Wróciłem. Zamierzam tego dokonać”. To zjednoczyło i wzmocniło całą ekipę. Poczuli, że to ten dzień, w którym mogą razem sięgnąć po najwyższe cele.
U podnóża tej wspinaczki słyszysz w radiu głos kolarzy: „Chłopaki, to działa!”, „Usmażymy ich!” i czujesz, jak się to wszystko zaczyna składać w całość.
Na serpentyny u podnóża Finestre wpadli na czele, przyspieszyli i gra się rozpoczęła. Po krótkiej chwili Yates zaczął puszczać koło i wszyscy wiedzieli od razu: pierwsza faza została zakończona. Czas na drugą!
Docieramy do szutrowego odcinka. Z przodu jedzie Kenny Elissonde, nasz ostatni kolarz. Froome na jego kole, a w radiu rozlega się krzyk: „Ciśnij! Ciśnij!”. Wiedzieliśmy, że zaraz się to wszystko rozegra.
Kenny jedzie coraz szybciej. Po wszystkim powiedział: „Zdałem sobie sprawę, że jestem ostatni. Byłem już absolutnie na granicy, kręciłem ostatkiem sił, a w uchu słyszałem same najgorsze w tamtej chwili słowa: >Przyspiesz! Ciśnij!<„.
Pozostali: Tom Dumoulim, Thibaut Pinot, Domenico Pozzovivo, starali się odpowiedzieć, ale nie mogli. Pięć sekund nad goniącymi… Dziesięć sekund…
Kerrison: Jestem na Teneryfie, oglądam to wszystko w TV, a Dave wysyła mi SMS-a: „Co myślisz? Co powinniśmy teraz zrobić?”.
Zjazd
Froome wjeżdża na szczyt z 38-sekundową przewagą nad Dumoulinem i małą grupą pościgową. Yates odpadł, był dopiero w połowie drogi pod górę, tracąc już ponad pół godziny.
Dumoulin został wirtualnym liderem. Żeby zdobyć różową koszulkę, Froome musiał znaleźć na pozostałych 60 km dodatkowe dwie minuty.
Brailsford: Mamy dyrektora sportowego, Matteo Tosatto. Włocha, który jeździł więcej Grand Tourów, niż ja zjadłem gorących kolacji. Ciągle powtarzał: „To szybki zjazd. Nie wahaj się. Nie dawaj sobie 20 sekund na odpoczynek. Nie zabieraj kurtki. Po prostu jedź jak najszybciej w dół”.
Chris przejechał szczyt i pognał w dół. A goniąca go grupa zaczęła się wahać. Thibaut Pinot chciał, by wszyscy zaczekali na jego kolegę z zespołu, Sebastiana Reichenbacha. Zwolnili, więc różnica zrobiła się większa. A wraz z nią zaczęła rosnąć wiara Chrisa.
Możesz postawić Reichenbacha przeciw Froome’owi dowolnego dnia i nie ma takiej możliwości, żeby ich z sobą porównywać. Kiedy więc on był na czele pogoni, Chris dokładał im kolejne sekundy. Teoretycznie oznaczało to, że Tom i Thibaut mogli teraz odpocząć, a Richard Carapaz i Miguel Angel Lopez, pozostali kolarze w grupie goniących, walczyli między sobą o białą koszulkę, więc po prostu usiedli z tyłu. Nie wykonywali żadnej pracy. W grupie nie było porozumienia, zjazd nie był płynny, a Chris zyskiwał więcej czasu.
W dolinie
Przewaga Froome’a nad pościgiem powiększyła się po zjeździe o minutę i 15 sekund. Z pościgiem, w którym nie układała się współpraca i z Yatesem, przeżywającym na Finestre te same okropności, co rok wcześniej Kerrison, nagle wyścig otworzył się na nowo.
Brailsford: Chłopaki dużo trenują przy długotrwałym wysiłku aerobowym. To ciężka praca przez długi czas: jazda pod górę, ciśnięcie w dół, jazda przez dolinę i jeszcze trzeba zostawić trochę sił na powrót. To było dokładnie to, czego potrzebowaliśmy. To nie była jazda jak w ucieczce, ani podczas jazdy na czas. Trzeba było wyłączyć wszystko i jechać tak, jak podczas klasycznego treningu. Tak, jak jeździ się prawie codziennie. To była jedyna szansa.
A ja? Patrzyłem na zegar w telewizorze, pokazujący czas między grupami, który ciągle tykał. To było jak całe życie. Słyszysz organizatorów wyścigu: „Przewaga wzrosła o dwie sekundy. Dwie sekundy więcej!”. A potem nic. Czekasz, zastanawiasz się, czy pójdzie w górę czy w dół. A ona rosła. A czym bardziej rosła, tym mocniej wierzył Chris.
Kerrison: Zdawaliśmy sobie sprawę, że ostatni podjazd to 24-minutowy wysiłek. Wiedzieliśmy, że Chris ma siły. Ale wykorzystywaliśmy je przez ostatnie dwie godziny, więc możliwe, że ostatnia wspinaczka może się wydłużyć do 26 minut, co mogło otworzyć szansę Dumoulinowi. Ale Tom wykonywał największą pracę w grupie pościgowej i też był zmęczony.
Brailsford: W tym momencie wyłączyłem się i zostawiłem w zespole Nico, który wygrał z Chrisem cztery tytuły w Tour de France. Nico czuje nachylenia, zjazdy, wie kiedy przycisnąć i kiedy odpuścić. Chris jest tym, który to wszystko realizuje. Jedyne, co możemy zrobić, to go wspierać.
Kiedy Chris robi coś wielkiego, wizualizuje to sobie, planuje, nieustannie o tym myśli. Buduje się emocjonalnie. A kiedy nadchodzi ten dzień, wchodzi w to głęboko, poza granice cierpienia, poza wszystko.
Froome na zjeździe z Sestriere zyskał kolejne 25 sekund, kolejne 15 w następnej dolinie. Na podjeździe do Bardonecchii Dumoulin walczy o pozostanie z Carapazem i Lopezem. Pozzovivo strzelił, Yates został daleko z tyłu. Froome zyskał trzy lokaty. W 80 km przeskoczył z czwartej pozycji w klasyfikacji generalnej, z ponad trzeba minutami straty, na prowadzenie z 40-sekundową przewagą. I nie odda jej do końca, co budzi podziw w całych Włoszech i daleko poza ich granicami.
Mnożą się pytania
Dla niektórych ten dzień jest zbyt niezwykły, by mogli go zaakceptować. George Bennett, nowozelandzki kolarz Lotto NL Jumbo, porównuje go do zaskakującego powrotu Floyda Landisa na Morzine, podczas Tour de France w 2006 roku. Niedługo później świat zobaczył pozytywny wynik testosteronu u Amerykanina.
W mediach społecznościowych narastają wątpliwości i szerzą się teorie spiskowe. Jazda Froome’a porównywana jest z innymi wyścigami i solowymi ucieczkami włoskiej legendy Fausto Coppiego. Eddy Merckx – pięciokrotny zwycięzca Tour de France, śpiewa pieśni pochwalne na cześć Brytyjczyka. Bernard Hinault – również pięciokrotny triumfator Wielkiej Pętli – wprost przeciwnie. A Sky?
Brailsford: Sposób, w jaki rozegrał się ten etap był spektakularny. Ale ostatecznie to była również niezwykle rzadka sytuacja w kolarstwie, gdzie w grze jest czterech lub pięciu liderów w wyścigu, pozostawionych samym sobie, bez wsparcia, jeden na jednego. I zostają pokonani. Szczególnie, gdy dzieje się to tak daleko przed metą. Ludzie unoszą więc w zdziwieniu brwi i mają wątpliwości. „To było spektakularne i chciałbym w to wierzyć, ale czy mogę?” To naturalne, ludzie po prostu tacy są.
Dlatego naszym zadaniem jest siedzieć tu i wyjaśniać, dlaczego powinni w to wierzyć. Chcemy być bardziej otwarci i przejrzyści w tej sprawie, niż bywaliśmy w przeszłości, za co byliśmy krytykowani. Kiedy usiądziesz i zaczniesz to analizować, mając możliwość spojrzenia na moc, którą wygenerował Chris, zobaczysz, że nic nie było ponad to, co normalnie potrafi robić.
Dla niektórych jest to trudne i byłoby miło, gdybyśmy mogli po prostu się z nimi skontaktować, zaprosić niektórych z nich i powiedzieć: „Przyjdź i spójrz na to, co robimy. Porozmawiaj z nami, poznaj nas. Przyjdź i oceń to samodzielnie. I przekonaj się, że robimy wszystko, co w naszej mocy, aby upewnić się, że wszystko jest w 100% czyste.”
Wątpliwości pozostaną
Sky działało dwa lata, kiedy reputacja zespołu zaczęła być kwestionowana po odkryciu, że Bradleyowi Wigginsowi przyznano zwolnienie terapeutyczne na podanie kortykosteroidu przed Tour de France w 2011 i 2012 roku oraz przed Giro w 2013. Ponadto 14-miesięczne dochodzenie Brytyjskiej Agencji Antydopingowej nie było w stanie ustalić, co zawierała tajemnicza przesyłka, dostarczona Wigginsowi przed Criterium de Dauphine w 2011 roku.
Froome obecnie jest zaangażowany w postępowanie antydopingowe po tym, jak po ubiegłorocznym wyścigu Vuelta a Espana badanie wykazało przekroczenie dopuszczalnej normy salbutamolu. A jest jeszcze raport brytyjskiej komisji parlamentarnej ds. kultury, mediów i sportu, który stwierdza, że Wiggins i Sky „przekroczyli granice etyki”, stosując dozwolone w ramach przepisów antydopingowych środki nie w celach medycznych, ale w celu poprawy wydajności.
Czy ten brak zaufania i wiary nie wynika – przynajmniej częściowo – z winy Brailsforda i jego zespołu?
Brailsford: Raport DCMS jest, jaki jest. Można oczywiście wygłaszać opinie bez oparcia w jakichkolwiek dowodach i faktach. Jeden z parlamentarzystów w komisji powiedział, że wzięto po prostu cytaty z wypowiedzi ludzi, choć nie było 100% gwarancji na prawdziwość wygłaszanych przez nich tez. Jeśli mam być szczery, to mam bardzo złe zdanie na temat tego raportu.
W życiu trzeba dawać ludziom szansę. I oczywiście ludzie mogliby powiedzieć: „OK, ale już mieliście szansę”, ale wówczas powiedziałbym każdemu, kto ma jakiekolwiek wątpliwości co do tego co i jak robimy, że w przeciwnym wypadku wolelibyśmy tego w ogóle nie robić. Po prostu nie bylibyśmy w nic zaangażowani. Można oszukiwać w celu wygranej, ale gdzie wówczas jest zabawa? Wtedy nie ma sensu robić tego w ogóle.
Jednym z powodów krytyki jest brak przejrzystości. Staramy się być transparentni, ale oczywiście niektórzy ludzie oczekują od nas, że będziemy jeszcze bardziej przejrzyści, co w sumie jest w porządku. Ale sądzę, że można z tego wyciągać jakieś wnioski.
Jeśli tworzysz zespół z niczego, zupełnie od zera i próbujesz w szybkim tempie podbijać świat, próbujesz go naprawiać i zmieniać – co w istocie jest tym, co zrobiliśmy – jest nieuniknione, że gdzieś po drodze musisz się zatrzymać, spojrzeć wstecz i pomyśleć: „powinniśmy to poprawić; szkoda, że podjęliśmy taką decyzję; byłoby lepiej, gdybyśmy zrobili coś inaczej; to na pewno nam nie pomogło”. Ale wtedy musisz wrócić do pierwotnych zamiarów i intencji, jakie stały za tym, co próbowaliśmy zrobić. A chcieliśmy stworzyć zespół, który miał być domem dla młodych brytyjskich kolarzy, gdzie absolutnie nikt nie byłby nakłaniany do dopingu, oszustwa, lub czegokolwiek innego. To jest podstawowa filozofia naszego zespołu, w którą ja wciąż wierzę. Naprawdę.
Nie ukrywamy tego, że staramy się szukać okazji do rywalizacji. Ale chodzi o to, żeby ludzie osiągali optymalne wyniki, nie o występy na dobrym poziomie. Chcemy być najlepsi na świecie. Chcemy pomóc ludziom osiągać coraz wyższy poziom i cały czas robić coś nowego. Nie sądzę, żeby to przeczyło tej fundamentalnej zasadzie. Zasadniczo chcemy to osiągać absolutnie we właściwy sposób. Po prostu nie ma sensu robienie tego inaczej.
Dogrywka
Zwycięstwo Froome’a było historyczne. Został trzecim człowiekiem na ziemi, po Merckxsie i Hinault, którzy wygrywali kolejno wszystkie trzy Wielkie Toury.
Nadal czeka na zamknięcie swojej sprawy salbutamolu, choć obstaje przy tym, że jest niewinny i powinien zostać oczyszczony, że wygrane Vuelty i Giro nie zostaną mu odebrane.
Otaczają go zarówno wierzący, jak i sceptycy. Dla Brailsforda to zarówno kwestia wiary, jak i przyjemności. W skomplikowanym świecie stara się widzieć prostotę.
Brailsford: Ten piątek był jednym z najprzyjemniejszych dni, jakie przeżywaliśmy przez ostatnie 20 lat. Było tak daleko, a to wszystko trwało tak długo. Czy ten jeden moment będzie na pewno tym właściwym? Czy to się stanie? Boże, to się może wydarzyć, to się może stać… o mój Boże, to się stało!
Na poziomie emocji to było genialne. To, jak Chris pojechał, odwaga, jaką pokazał, to było takie czyste… Wszystko to kochałeś w sporcie jako młody człowiek. Wszystko, co możesz samotnie osiągnąć w wyścigu. Cudownie było na to patrzeć.