Giro! – ucieszył się, zanim jeszcze na dobre zaczęliśmy rozmowę, a ja wspomniałem mimochodem, że miałem przyjemność oglądania z bliska izraelskiego startu – Giro było piękne! Zresztą zawsze uważałem Giro za piękniejszy wyścig od Tour de France. Tour jest medialnie dobrze sprzedany, ale jako zawodnik zawsze wolałem Giro. Zwłaszcza tę włoską gościnność i serdeczność, podobne trochę do tych u nas w Polsce. A Francuzi? Trochę jak w klatce: tu możesz być, tu nie możesz. Jak przyjechałem na Tour pierwszy raz: mam badania lekarskie, wszystko co potrzeba, w końcu jestem zawodnikiem, a oni mnie wysyłają na komisję medyczną, jak w wojsku. Każdy się musiał rozbierać, komisja siedziała, zawodnik wchodził i słyszał tylko: przodem, tyłem, kaszlnąć, następny. Gdzie ja jestem!? To jest wyścig, czy Legia Cudzoziemska?
I tak właśnie zaczęła się moja rozmowa z Czesławem Langiem, choć układałem ją sobie w głowie nieco inaczej… Sporo ciekawych wątków, trochę o zmianach w TdP, o czym do czasu wczorajszej konferencji napisać nie mogłem, trochę o tym, co temu facetowi wciąż daje siłę do działania.
Zresztą… poczytajcie sami 🙂
Podziękowania dla Tissot za zaproszenie do tej przygody 🙂