Houston, we have a problem!

Było sarkastycznie, to teraz na poważnie. Pod postami na Facebooku i Twitterze, odsyłającymi do poprzedniej notki o domorosłym naprawianiu kariery Kwiatka, wywiązały się bardzo interesujące i pouczające dyskusje. Bardzo za nie dziękuję, bo na wiele rzeczy otworzyły mi oczy, chociaż nie ukrywam, że kilkoma argumentami jestem raczej przerażony. Postanowiłem wobec tego zebrać to wszystko w jednym miejscu w swoiste Q&A. Nawet, jeśli będzie to wyglądać, jakbym robił wywiad z samym sobą – trudno. Nie będzie to pierwszy przypadek w historii mediów, a ja nie wyjdę z wprawy w gadaniu do siebie 😉 Ale uznałem, że zebranie większości tych rzeczy w jedną całość może komuś jeszcze pomóc spojrzeć na problem z dystansem. Bo wyartykułowany w tych rozmowach wniosek, wbrew pozorom wesoły nie jest.

A zatem…

Czy ja przypadkiem nie odbieram ludziom prawa do wygłaszania opinii na temat kariery Kwiatka? A co, jak komuś się jego kariera nie podoba?

OK. Załóżmy na chwilę, że każdy ma prawo do oceniania karier różnych ludzi, nie tylko sportowców. Czy poszedłbyś do swojego internisty i powiedział mu, że Twoim zdaniem lepiej by się sprawdził jako ortopeda? Jakiej reakcji byś się spodziewał? Albo czy chciałbyś, żeby Cię operował chirurg, któremu właśnie przed chwilą ktoś powiedział, że źle pokierował swoją karierą, bo jako stomatolog byłby bardziej na miejscu? Nie sądzę. Dlaczego zatem wydaje Ci się, że możesz tego typu sądy bez skrępowania wygłaszać w stronę sportowców?

To nie znaczy z automatu, że nie możesz mieć swojego zdania na dany temat. Pytanie tylko, czy każdą opinią musisz się dzielić z całym światem? Spróbuj na głos skrytykować fryzurę własnej żony – przecież masz do tego prawo. A potem pogadajmy…

Sport nie istniałby bez zainteresowania kibiców, którzy kupują produkty sponsorów, albo płacą za oglądanie relacji w tv. W pewnym sensie jesteśmy więc właścicielami zespołów i kolarzy, to chyba mamy prawo krytykować to, w jaki sposób prowadzą swoje kariery?

W pewnym sensie to analogiczna sytuacja do poprzedniej, ale spróbujmy ją odwrócić. Ilu klientów firmy, w której pracujesz, pytasz o to, czy dobrze prowadzisz swoją karierę? Ilu z nich pozwalasz na krytykę (w końcu mają do niej prawo)? Czy wyobrażasz sobie sytuację, w której gdzieś w internecie zbiera się grupa klientów Twojej firmy i bez zażenowania wymienia z imienia i nazwiska ludzi, którzy nie spełniają ich oczekiwań (w tym Ciebie)? Ostatecznie mają do tego prawo, przecież pośrednio płacą Twoją pensję.

Sportowcy powinni mieć na krytykę grubą skórę, przecież zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie ich krytykował, choćby dlatego, że po prostu może. No i przecież nie każda krytyka oznacza hejt.

Przeczytałem ostatnio bardzo mądry wywiad z blogerką Janina Daily, w którym powiedziała niezwykle ważną rzecz, wartą zapamiętania i stosowania: „żadne zdanie, którego nie powiedziałbyś krytykowanej osobie prosto w oczy, nie jest warte opublikowania”. Nie ma znaczenia, czy chowasz się pod nickiem, czy piszesz pod własnym nazwiskiem, bo dla odbiorcy i tak jesteś anonimowy. Jesteś obcym człowiekiem, który próbuje wleźć z butami w czyjeś życie i powiedzieć mu, jak powinien je meblować, żebyś Ty był zadowolony. Zrobisz to face to face? Nie sądzę. Dlaczego więc wydaje Ci się, że możesz to robić w sieci? Na czym polega różnica? Na nośniku? Bo przecież do przekazania jest dokładnie ta sama informacja.

Oczywiście żyję już wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że tak jest i niezwykle trudno z tym walczyć, ale to też nie oznacza, że powinienem się z tym z automatu godzić. Nie godzę się. I nie odbieram nikomu prawa do krytyki. Po prostu uważam, że w większości przypadków tego prawa zwyczajnie nie mamy.

Czyli Kwiatka nie można krytykować, a żelazny argument jest taki, że ludzie się nie znają?

Jako nieskończony filozof ze specjalnością „teoria poznania” odpowiem tak: nie znam przypadku rozwoju wiedzy, który opierałby się na wygłaszaniu zdań oznajmujących. Do wiedzy prowadzi zadawanie pytań. I tak naprawdę do tego powinna się sprowadzać cała dyskusja: do pytania i szukania odpowiedzi. Do stawiania hipotez i weryfikowania ich z rzeczywistością. Tymczasem zdecydowana większość dyskusji ogranicza się do wygłaszania prawd objawionych i mało kto zadaje sobie w ogóle trud zrozumienia, na czym w istocie polega dyscyplina, do krytyki której przypisujemy sobie niezbywalne prawa. I właśnie z tym się nie zgadzam.

Masz prawo mieć własne zdanie na każdy temat, ale zanim wypowiesz je na głos, upewnij się, że oprócz zdania masz jeszcze na ten temat jakąś wiedzę. Tylko tyle.

_____________________________________

W gruncie rzeczy można tak długo, bo zdań w dyskusji padło sporo. Przyszło mi jednak do głowy pewne porównanie, które – tak mi się przynajmniej wydaje – dość dobrze oddaje źródło problemu.

Houston, we have a problem: pomieszaliśmy rzeczywistości. Przestaliśmy w sportowcach widzieć ludzi, których chcielibyśmy naśladować. Widzimy w nich wyłącznie awatary, którymi próbujemy zarządzać w jakimś globalnym sport-managerze. To my chcemy ustalać im strategie, wybierać składy, wyznaczać zadania i kreślić ścieżki kariery. I zmieniać je, kiedy nam się „nie podobają”.

Problem w tym, że nasze wyobrażenia na koniec dnia weryfikuje rzeczywistość. I pretensje wygłaszamy również w stronę rzeczywistości: prawdziwych ludzi, którzy mają prawdziwe uczucia i wykonują rzeczywistą, nieprawdopodobnie ciężką pracę.

My jej nawet nie próbujemy zrozumieć. Po prostu „nie podoba nam się kariera”.

_____________________________________

Foto: A.S.O. – Pauline Ballet

2 myśli na temat “Houston, we have a problem!”

  1. Dzień dobry 🙂 nie jestem żadnym ekspertem, kolarstwo oglądam głównie dla widoków, kolarzy troszkę poznałam ale nie mogę oceniać bo się na tym nie znam. Niemniej jednak nie podoba mi się, że ktoś wie lepiej jak powinna wyglądać kariera np. Michała Kwiatkowskiego. I buntuję się i nie podobają mi się wypowiedzi np.pana Wyżykowskiego w tym temacie. Dziękuję i pozdrawiam

    Polubienie

    1. Ze zdaniem Krzysztofa Wyrzykowskiego zgadzać się nie trzeba, ale akurat jemu prawa do wypowiadania się w tym temacie bym nie odmawiał. Kolarstwo zna od podszewki, Tour de France oglądał z bliska i od środka, o mechanizmach, jakie funkcjonują w kolarstwie wie prawie wszystko. Może trudno mu zaakceptować te zmiany, które zaszły w sporcie w ostatnich latach, ale one też nie wszystkim się muszą podobać.

      Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.