Kilka… a może nawet jakieś… 12 lat temu (!) realizowałem dla zaprzyjaźnionego wydawcy kampanię promocyjną pewnej książki. Nie była to typowa akcja reklamowa z wykupioną powierzchnią w gazetach i spotami w radiu, ale działania oparte również o sponsoring kilku programów. Między innymi jednej z audycji w Trójce.
Do realizacji tego projektu konieczne było nagranie krótkiej zapowiedzi, typu: „na program zaprasza firma X, wydawca książki Y”. Całość miała trwać dosłownie 10 sekund. Agencja nagrała nam tę zapowiedź razem z innymi spotami. W Trójce nie przeszła. Okazała się „za mało ‚trójkowa'”, więc nagrali to po swojemu. Jedyną różnicą, jaką można było wychwycić, była nieco dłuższa pauza między dwoma członami zdania.
Na początku trochę mnie to irytowało, bo stanowiło jakąś drobną komplikację w realizacji bardzo napiętego harmonogramu, ale z drugiej strony budziło to mój najgłębszy szacunek właśnie przez dbałość o takie detale. Pozornie nieistotne, ledwo słyszalne dla ucha, ale w sumie składające się na unikalny charakter, który sprawiał, że to radio było bez pudła rozpoznawalne już po kilku usłyszanych w eterze słowach.
Odkąd pamiętam, Trójka towarzyszyła mi przez całe dzieciństwo i młodość. Nie tylko „LP3”, nie tylko „MiniMax” Piotra Kaczkowskiego, ale również „Trójka pod księżycem”, „Muzyczna poczta UKF”, „W tonacji Trójki”, czy – chociaż to już nieco później – „Noc muzycznych pejzaży” Piotra Kosińskiego.
To radio i ci ludzie w znacznym stopniu ukształtowali nie tylko mój muzyczny gust, ale również sposób patrzenia na świat: z dystansem, ironią (również wobec samego siebie) i życzliwą troską o codzienność i lepsze jutro. Przez całe życie mniej lub bardziej świadomie sprawiali mi w życiu mnóstwo przyjemności.
A na koniec nie kto inny, jak człowiek z Trójki właśnie, walnie przyczynił się do tego, że mój ubiegłoroczny ślub był najbardziej magicznym i niezapomnianym wieczorem w całym moim życiu. (Jestem Ci Margan bezgranicznie wdzięczny i mocno trzymam za Ciebie kciuki).
Nie mogę patrzeć, jak ktoś to wszystko rozwala. Serce się kraje na widok tego, jak budowana przez lata z olbrzymią pieczołowitością, troską o język, słowo i kulturę instytucja, pada ofiarą pazernej sitwy, która dla kasy i partyjnych względów niszczy wszystko, co napotka na swojej drodze.
Ktoś powie, że to „tylko radio”. Nieprawda. To coś znacznie więcej. Nie niszczy się takiego radia tak samo, jak nie pali się książek. To element naszej kultury. A dla nas, urodzonych w latach 70. i na Trójce wychowanych, jeden z filarów naszych osobowości.
Nie daruję wam tego, skurwysyny.