Spis treści

Śmieszna sprawa. Niby od marca trwa pandemia (za chwilę stuknie już pół roku!), niby świat sportu na długie miesiące zamarł, ale roboty w związku z tym wcale nie ubyło, chociaż – przyznaję – przez chwilę się tym martwiłem. Wprawdzie przez pierwsze miesiące więcej było pisania o tym, kto zachorował i jakie kolejne imprezy zostały odwołane, ale jak już wszystko z powrotem ruszyło, to nie ma kiedy taczek załadować.

Trochę cierpi na tym blogasek, ale skoro już ktoś tu z rzadka zagląda, postanowiłem zostawić jakiś ślad działalności i zebrać wszystkie ważniejsze rzeczy, które w ostatnim czasie popełniłem. Taki swoisty spis treści. Będzie mi miło za klikanie 😉

Najpierw rzeczy najważniejsze: Kasia i Rita wracają do zdrowia po koszmarnym wypadku. Kiedy pisałem ten materiał, poświęcony również w dużej części temu, co dzieje się na polskich drogach, obie dziewczyny wciąż walczyły o życie. Grupa ludzi skrzykniętych przez Wojtka Kluka z Fabryki Rowerów wyruszała w 500-km drogę z Częstochowy do Gdańska, żeby zwrócić uwagę na problem.

Potem zaczęły napływać kolejne, tym razem już znacznie lepsze informacje. Jako pierwsza do zdrowia zaczęła wracać Kasia, która opuściła szpital i rozpoczęła intensywną rehabilitację. Dzięki uprzejmości Marka Konwy, który podzielił się ze mną kilkoma informacjami, mogłem przekazać te dobre wiadomości.

Przed tygodniem w końcu doczekaliśmy się dobrych wieści w sprawie Rity, która po długich tygodniach oczekiwania odzyskała świadomość, opuściła szpital i również rozpoczęła długo oczekiwany proces rehabilitacji.

Przed dziewczynami wciąż długa droga, a zbiórka pieniędzy na ich leczenie cały czas trwa. Ciągle jeszcze sporo brakuje.

Na marginesie tej historii jeszcze jedna ważna informacja. Wypadek w Wilkowicach zrujnował życie trzech rodzin. Niewiele się o tym mówi i nie wszyscy mają świadomość, że prawdopodobna sprawczyni wypadku również przypłaciła go zdrowiem. Kiedy przed tygodniem pytałem rzeczniczkę bielskiej prokuratury o postępy w śledztwie, odpowiedziała, że stan zdrowia kierującej samochodem nadal nie pozwala na jej przesłuchanie. Warto też o tym pamiętać naciskając pedał gazu.

Swoją drogą… Właśnie dzisiaj pojawiła się informacja, że w czasie wakacji zatrzymano prawo jazdy 12 570 kierowcom, którzy w terenie zabudowanym przekroczyli prędkość o co najmniej 50 km/h. Warto to sobie uzmysłowić. Co najmniej 100 km/h wśród zabudowań. 12 570 przypadków. Tylko w wakacje. I to są tylko złapani. Naprawdę nie mamy za grosz wyobraźni.

Z początkiem sierpnia na szosy wróciło kolarstwo w wydaniu worldtourowym, a na pierwszy ogień wśród wyścigów etapowych poszedł Tour de Pologne. Rozpoczynał się dokładnie w rocznicę śmierci Bjorga Lambrechta, co było okazją do kilku wspomnień z tych tragicznych wydarzeń, jakie przed rokiem miały miejsce w Bełku. Wyszła z tego poruszająca historia, przy której lekturze – jak wyznawali niektórzy czytelnicy – łzy same napływały do oczu. Nieco to gorzka, ale zawsze jakaś satysfakcja, że udało mi się jakoś oddać nastrój tamtych dni.

To, co się później działo na Tour de Pologne zasługuje na osobną opowieść. A może nawet na kilka, bo zupełnie inną sprawą jest strona sportowa tych zdarzeń, które w kolarstwie miały miejsce nie po raz pierwszy, a zupełnie czymś innym jest hejt, który się wylał na organizatorów. Pozbawiony jakichkolwiek podstaw, przynajmniej do chwili, w której poznamy wyniki niezależnych analiz wypadku w Katowicach. Ja jednak mimo wszystko finiszu w „świątyni sprintu” będę bronił (mimo że nieustannie bawi mnie to pełne emfazy określenie).

Zanim jeszcze wyruszył Tour de Pologne, umówiłem się na małą „ustawkę” z Karolem Domagalskim. Trochę pokręciliśmy się po okolicach Ojcowa, wypiliśmy kawę i zjedliśmy ciasto w domu jego mamy, ale przede wszystkim długo i otwarcie porozmawialiśmy o tym wszystkim, co wydarzyło się w przeciągu ostatniego, bardzo trudnego dla kolarza ze Skały roku.

Tę rozmowę polecam każdemu. Niewyobrażalne, jaką pracę wykonał Karol, żeby wrócić do sportu z miejsca, które omal nie zakończyło jego życia. Imponujące, jak dobrze ma to przepracowane i poukładane w głowie. Chapeau bas!

No i wreszcie 29 sierpnia nadszedł dzień, na który prawie wszyscy kibice kolarstwa czekali: ruszył Tour de France. Po wydarzeniach z Katowic, Il Lombardii i Criterium de Dauphine wielu kolarzy zaczęło obawiać się o swoje bezpieczeństwo. Mówiło się nawet o możliwym buncie, gdyby trasa okazała się zbyt niebezpieczna. Nie byłby to pierwszy przypadek w historii Touru. Trochę pogrzebałem, trochę popytałem i w pewnym sensie wyszło tak, że to najbrutalniejsze oblicze Wielkiej Pętli jest jednocześnie tym, co tak kolarzy, jak i kibiców, przyciąga do tego wyścigu.

A na deser, gdyby ktokolwiek miał z tym jakieś trudności, przygotowałem krótką ściągę z punktozy TDF, czyli wyciąg z jednego z bardziej zagmatwanych regulaminów wyścigów. Konia z rzędem komuś, kto ogarnie zasadę wyliczania limitu czasu na mecie etapu. A podobno któremuś sędziemu kiedyś się to udało 😉

I tak to w zasadzie minął mi sierpień. Właściwie nie wiedzieć kiedy. A gdzieś w międzyczasie udało mi się nastukać od maja ponad 5000 km na rowerze. Dziwny rok…

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.