Kiedy kilka lat temu ruszałem z tym blogiem zakładałem, że będę pisał głównie o sporcie. O tym, co mnie fascynuje, pochłania i sprawia, że chcę być coraz lepszy w tym co robię. Coś mnie jednak tknęło i zostawiłem sobie również „furtkę” do pisania o innych sprawach. Nie musiałem, bo ostatecznie mój blog – moja sprawa, ale chciałem być uczciwy wobec tych, którzy tu zaglądają. Do kwestii uczciwości jeszcze za moment wrócę.
Przez te kilka lat wiele się zmieniło. Sporo na lepsze, bo moje okazjonalne pisanie tutaj i dla Sport.pl otworzyło mi z czasem szansę na komentowanie kolarstwa w Eurosporcie, a później na pełnoetatową pracę dla stacji i okazję do uczenia się z każdym dniem czegoś nowego.
Ale wiele też zmieniło się na gorsze, zwłaszcza jeśli idzie o sytuację w naszym kraju. Jeden z moich znajomych udostępnił niedawno na Facebooku post sprzed czterech lat, opatrując go komentarzem: „Wtedy wydawało mi się, że jest słabo. Teraz myślę, że nie wiedziałem nic o słabo”.
Trudno się z nim nie zgodzić.
Dziennikarzem się tylko bywa. Człowiekiem się jest
Wczoraj wieczorem i dzisiaj rano przez moje timeline’y w mediach społecznościowych przewinęło się mnóstwo postów o występie naszej reprezentacji i kolejnym przegranym meczu kadry Brzęczka. Zobaczyłem wiele analiz, włącznie z tymi, które dotyczyły pomeczowego studia.
Poczułem wyraźny niesmak. Niekoniecznie dlatego, że nie pałam przesadną sympatią do piłki nożnej. Raczej dlatego, że wydaje mi się, iż w kraju dzieją się jednak dużo ważniejsze rzeczy niż nasze niemrawe występy w Lidze Narodów. W chwili, w której na naszych ulicach bite są kobiety, a policja wypuszcza w tłum dziesiątki tajniaków, których jedynym celem jest eskalacja konfliktu i prowokowanie do użycia siły, nie potrafię z siebie wykrzesać zainteresowania nawet dla sukcesów naszych sportowców. Ekscytacji porażką nie rozumiem tym bardziej.
Żeby było jasne: nie oceniam intencji moich kolegów i nie jest moim zamiarem ich krytykować. Mówię wyłącznie za siebie. Ja wyrosłem w przekonaniu, że dziennikarzem się tylko bywa. Człowiekiem i Polakiem się jest. Nie umiałbym spojrzeć w oczy swoim dzieciom i usprawiedliwić mojego milczenia w tym trudnym czasie potrzebą zachowania „obiektywizmu”, niezbędnego do opisywania wydarzeń sportowych.
To sprawa naszej przyszłości
To nie jest również kwestia poglądów. To sprawa elementarnej uczciwości, której tak bardzo brakuje rządzącym. Wszystkim, odkąd pamiętam, ale tym obecnym o tyle szczególnie, że nikt wcześniej nie posunął się do tak bezczelnych i jawnych kłamstw, mających służyć usprawiedliwieniu nieodpowiedzialnych decyzji.
Jeśli komuś się wydaje, że polityka ze sportem ma niewiele wspólnego, niech rozejrzy się wokół i poszuka odpowiedzi na pytanie, ile obiektów sportowych w jego okolicy zostało zrealizowanych za unijne pieniądze, których bezsprzecznie nadal więcej dostajemy, niż wkładamy do wspólnotowego portfela. Jeśli ktokolwiek uważa, że sport na decyzjach obecnej władzy nie straci, niech sobie przypomni, ilu polskich sportowców skorzystało na możliwości doskonalenia swoich umiejętności w zagranicznych klubach, by później błyszczeć w biało-czerwonych barwach.
Jeśli ktokolwiek myśli, że sport i polityka nie powinny się z sobą mieszać, niech przeczyta ten tekst o polskich zawodniczkach, które nie mogą skorzystać z konstytucyjnego prawa do wyrażania swoich poglądów, jeśli nie są zgodne z linią partii i działających w jej imieniu nominatów w państwowych firmach ów sport sponsorujących. I nie, wcale tu nie chodzi o działania godzące w wizerunek sponsorów, bo to jeszcze byłoby zrozumiałe. Chodzi o zdanie na temat elementarnych wolności i spraw od sportu zupełnie dalekich.
Nie czas na udawaną neutralność
Dziś po południu jak zwykle usiądę na dyżurze i pewnie napiszę kilka tekstów o tym, co dzieje się w sporcie. Zrobię to jednak bez entuzjazmu, myśląc zapewne w tym samym czasie o moich przyjaciołach, którzy w tym czasie być może znowu będą bici przez policję w imię utrzymania za wszelką cenę władzy przez ludzi, którzy „wolność” rozumieją tylko wtedy, gdy wszyscy myślą tak samo jak oni.
Chciałbym, żeby się to wszystko jak najszybciej skończyło. Chciałbym znowu zacząć cieszyć się sportem. Obawiam się jednak, że jeszcze długo to nie nastąpi. A niewykluczone, że niebawem jedyne radości będziemy czerpać z sukcesów naszych podwórkowych drużyn. Bo w zrujnowanym pandemią i coraz bardziej nieuchronną gospodarczą klęską kraju zawodowy sport będziemy lada moment musieli budować zupełnie od nowa.
Ale cóż. Widocznie ważniejsze jest to, by paru facetów w kiepskich garniturach miało satysfakcję z tego, że dopięli swego. Że przez chwilę „mieli rację”.
To nie jest czas na milczenie i udawanie zdystansowanych i obiektywnych. To jest czas, by jednoznacznie stanąć po stronie wolności i prawa do wyrażania siebie w taki sposób, jaki każdemu z nas najbardziej odpowiada. Jeśli to zaniedbamy, to ludzie, którzy dziś mówią kobietom jak mają żyć i rodzić, jutro powiedzą nam wszystkim, jakim sportem możemy się interesować.