Są takie wyścigi, co do których człowiek ma 90% pewności, że wie, jak to się wszystko rozegra. A mimo to przez dobrych kilka godzin nie odrywa wzroku od ekranu, żeby nie uciekł mu żaden detal, żadna akcja i żaden gest, bo tu wszystko ma znaczenie.
I choćby stąd wiadomo, gdzie ktoś popełnił błąd. Obstawiam, że na tej kartce zapisali Saganowi prostą instrukcję: „nie oglądaj się na Kwiatkowskiego!”. Tyle, że po czesku. Dlatego nic z tego nie wyszło 😉
A kiedy ci dwaj znowu patrzyli na siebie (już to przecież robili na Strade Bianche), Nibali przypomniał sobie, jak się jeździ pod górę i pojechał po prostu swoje, dopisując się na czwartej pozycji w historii ludzkości wśród tych, którzy wygrali wszystkie Wielkie Toury i dwa różne monumenty. Okazuje się zatem, że reguła „kto pierwszy na Poggio” ma też zakończenie: „ten przechodzi do historii”. Czy jakoś tak.
Tak czy inaczej: dobrze się to oglądało. W sumie jak zwykle, bo nie pamiętam takiego Mediolan-Sanremo, na którym bym się jakoś szczególnie nudził.
Tradycyjne podsumowanie do znalezienia tutaj. I coś mi mówi, że ta wiosna będzie jeszcze baaaardzo pasjonująca… Oby tylko Kwiato szybko wyrzucił sobie z głowy widok pleców Rekina z Mesyny.
foto: zajumane z Cycling Weekly