Krótki (i smutny) post o kibicowaniu…

Nie chciałbym być sportowcem.

Chciałem, jak byłem młody i naiwny, ale nie wystarczyło mi do tego determinacji i konsekwencji – co jest dzisiaj pierwszym powodem, dla którego unikam krytyki tych, którzy przez to przeszli i osiągnęli sukces, bez względu nawet na jego wymiar. Szanuję też tych, którym się niespecjalnie powiodło. Ale dzisiaj nie chciałbym być sportowcem głównie dlatego, że jest to chyba najbardziej niewdzięczna robota na świecie.

Nie chciałbym wstawać o świcie, zarzynać się na treningach, startować w zawodach, a potem z trudem łapiąc oddech rozdawać autografy i pozować do selfie, mając jednocześnie świadomość, że większość z tych miłych ludzi, uśmiechających się ze mną do zdjęcia, którym się będą chwalić znajomym, przy pierwszym z brzegu niepowodzeniu obrzuci mnie długą listą wyzwisk i wyrazów niezadowolenia. Nie chciałbym być sportowcem, który rygorystycznie przestrzega diety i od rana do wieczora katuje swój organizm, żeby jakiś opasły Janusz, siedzący na kanapie z piwem w dłoni, dzielił się z całym światem pomysłami na to, jak mnie udoskonalić, żeby on był w końcu zadowolony.

Mam świadomość, że nie jestem ideałem. Zdarza mi się w pośpiechu i emocjach popełniać błędy, nawet tak banalne, jak umieszczenie podmiotu na końcu zdania, przez co wygląda ono pokracznie. Z pokorą przyjmuję krytykę i następnym razem staram się nie powtórzyć tego samego błędu. Ale gdy ktoś mi pisze w komentarzu „wracaj do szkoły Czykier, nieuku!”, to mam czasem ochotę zapytać: „co ja ci, chłopie, takiego zrobiłem, że próbujesz jednym zdaniem przekreślić wszystko, co do tej pory udało mi się osiągnąć?”. Oczywiście olewam i nie wchodzę w dyskusję, pomny słów Kisiela, że „polemika z głupotą nobilituje ją bez potrzeby”. Ale mimo wyrobienia sobie na takie uwagi grubej skóry, gdzieś głęboko to we mnie siedzi. Podejrzewam, że sportowcy czują podobnie, tylko nieporównywalnie mocniej.

Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, co czuł wczoraj Rafał Majka, widząc odjeżdżającą mu grupę. Znam co prawda podobne uczucie z własnego doświadczenia, bo na pierwszych lepszych zawodach dla amatorów często widzę, jak postać kolarza jadącego przede mną robi się z każdą chwilą coraz mniejsza, a ja nie jestem już w stanie kręcić mocniej. Tylko dla mnie to jest zabawa, której poświęcam kilka godzin w tygodniu. Dla Zgreda to niemal całe jego życie. Mogę się tylko domyślać ile razy na tej górze miał ochotę zejść z roweru, wyrzucić go w krzaki, wrócić do Zegartowic i zająć się choćby wypasem owiec, byle nie musieć znów wsiadać na rower. Historia kolarstwa zna przecież wiele takich przykładów. Dojechał do końca. Ilu czekało tam na niego kibiców, którzy mogli mu spojrzeć w oczy i powiedzieć, że trzymają kciuki mimo wszystko, bo przecież nic się nie kończy na tym niezbyt udanym 11. etapie? A ilu było takich, którzy z poczuciem wyższości i satysfakcją, że „znowu mieli rację” radośnie dzieliło się ze światem nowiną, że „kolejny balon z hukiem pękł”?

Drogi kibicu. Usiądź wygodnie i rozejrzyj się wokół siebie. Czy na pewno jesteś w tym miejscu, o którym przez całe życie marzyłeś? Czy osiągnąłeś wszystko, co sobie zaplanowałeś? Czy każdego dnia od świtu do nocy udoskonalasz swoje życie z taką samą determinacją, jakiej oczekujesz od sportowców? Wybacz, ale… nie sądzę.

Możesz czuć się rozczarowany. Możesz czuć zawód, bo spodziewałeś się innego wyniku. Ale nie zapominaj proszę, że bez względu na to, co czujesz, ty nadal siedzisz na wygodnej kanapie, a ktoś inny ze zgrabionym grzbietem pedałuje pod górę w upale. Wsparcie, jakie oferujesz sportowcom, to w sumie niewielka inwestycja, która nie zawsze się zwraca w formie radosnych uniesień. Nie codziennie jest święto. Zanim przekreślisz Majkę po raz kolejny, przypomnij sobie jego olimpijski brąz, dwie koszule w grochy, trzy etapy w Tourze i jeden w Vuelcie, Tour de Pologne, Słowenię i mnóstwo innych dobrych emocji, których ci dostarczył.

Niepowodzenie, czy nawet ich seria, to jeszcze nie powód, by skreślać sportowca i złorzeczyć na sport, o który przez całe życie… nic nie robiłeś.

 

17 myśli na temat “Krótki (i smutny) post o kibicowaniu…”

  1. Jest jeszcze retoryczne pytanie, czy pośród kibiców, to o tych piwnych kanapowców sportowiec powinien zabiegać, interesować się ich opinią, komentarzami. To nie „dla” nich startuje i próbuje skończyć zawody i treningi. Jeśli już, wspierając swą motywację, znajdzie innych kibiców. Może to trochę podobne do „kibica” i „kibila”, chuligana, który w sprawach sportu nie zasługuje na szacunek i uwagę.

    Polubienie

  2. Nie ma co się użalać nad sobą. Zawsze możesz iść do budowlanki i nie musisz trzymać diety i chodzić rano na treningi, żona zrobi Ci do pracy kanapeczki i gitara 😉

    Polubienie

  3. Bardzo trafny tekst. Niestety, piwni kanapowcy nic z tego nie wyłapią. Do tego niezbędne jest przynajmniej kilkumiesięczne katorżnicze treningi, czy to w celu zrzucenia wagi, czy to w celu osiągnięcia mety maratonu, itp. Zrozumieją tylko ludzie przyzwyczajeni do wysiłku i wyrzeczeń, mający świadomość, że sporcie też zdarza się „nie twój dzień”

    Polubienie

  4. Po co pisac że będzie lepiej jeśli się jedzie bez formy. jak można startować w TDF bez tysięcy wyjechanych km wyscigowych, nie treningowych jaja poprostu jaja Majka to nie Fromm. kto jest w temacie wie o co chodzi.

    Polubienie

  5. Jesteś nie z tego świata, i dobrze bo żyjesz wg swoich mądrych reguł. Też ,tym co piszą te głupoty nt. Rafała, Lewandowskiego i podobnych ,żeby sami spróbowali. Ale tak w głębi ducha myślę, że Majka i jemu podobni są mądrzejsi niż Ci co ich oceniają i mają to głęboko w d..

    Polubienie

  6. czyli jednak nie polemizować…
    ja na takie krytyczne komentarze odpowiadam zawsze „z pewnością Ty pojechałbyś lepiej…” ale może rzeczywiście nie ma to sensu

    Polubienie

  7. Łaska kibica na pstrym koniu jeździ ale przecież oni sami wyobrali tą drogę i muszą liczyć się z presją jaka na nich ciąży to jeden z elementów dążenia do celu i samorealizacji w sporcie i nie tylko! Nie jeden Janusz nigdy nie zaznał prawdziwego zapieku czy uczucia krwi w płucach lub wysiłku powodującego odruch wymiotny i dlatego zawsze będzie mu łatwo ferować wyroki i krytykować niepowodzenia a przecież stara trenerska maksyma mówi, że tylko porażka nas buduje i umacnia !
    Tak BTW to mimo wszystkiego co sportowiec zawodowy poświęca i pomimo tego co Rafał wczoraj przeżywał to wolałbym być zdecydowanie wtedy na jego miejscy niż tak jak wczoraj przed ekranem telewizora ! Allez !

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.