Nie chcieli „wilka w owczarni”. Mają „czarne owce”

W styczniowym numerze „bikeBoard” popełniłem spory tekst o finansowaniu drużyn kolarskiego World Touru. Jeden z wniosków jest taki, że perspektywa finansowa większości ekip sięga maksymalnie kilku lat naprzód i kończy się z chwilą wygaśnięcia kontraktu z głównym sponsorem. Może nic specjalnie odkrywczego, ale jeśli ktoś jest ciekawy jak to wszystko funkcjonuje – zapraszam.

Kilka tygodni później opisywałem w Eurosporcie awanturę, jaka wybuchła po pojawieniu się w peletonie Jorge Mendesa, sportowego agenta, w którego portfolio błyszczy m.in. gwiazda samego Cristiano Ronaldo. Objął on swoją opieką Joao Almeidę i paru innych portugalskich kolarzy, co wywołało furię m.in. szefa Groupamy-FDJ Marca Madiota.

Niewiele brakowało, a skończyłoby się rytualnym darciem szat, bo wejście grubej ryby do kolarskiego grajdołka może poważnie zachwiać dotychczasowym status quo, na co zabetonowani w swoich schematach działacze za nic w świecie nie chcą się zgodzić.

Madiot sięga po argumenty, które oczywiście brzmią sensownie. Jest absolutnie zrozumiałe, że zarządzanie drużyną, w której za każdym kolarzem stoi agent domagający się wystawiania jego zawodnika pod groźbą sprzedaży go innej ekipie, byłoby znacząco utrudnione. Powstały w związku z tym chaos byłby z pewnością trudny do opanowania, bo jest jasne, że nie da się zadowolić wszystkich.

Ciekaw jednak jestem, jak szybko ten mur skruszeje. Od kilku tygodni słychać plotki o zakusach szefa BORA-hansgrohe Ralpha Denka na Remco Evenepoela. Szef niemieckiej ekipy chcąc się napić piwa nie wyklucza zakupu całego browaru, dał więc Patrickowi Lefevere sygnał, że jest w stanie przejąć cały Deceuninck-Quick Step. Termin na odpowiedź mija podobno jutro.

Jednocześnie w świat wysyłane są sygnały, że w zespole nie ma już miejsca dla Petera Sagana, którego kontrakt jest zwyczajnie zbyt drogi, sam były trzykrotny mistrz świata „za stary”, a tę kasę można zainwestować w „młodszych kolarzy”, co równie dobrze może oznaczać właśnie przejęcie belgijskiej drużyny, która od lat hurtowo wygrywa kolejne imprezy i od lat kończy niemal każdy sezon lamentem nad brakiem sponsorów i perspektyw.

Strach przed nieznanym jest oczywiście zrozumiały, ale prędzej czy później kolarstwo odkryje, że ucywilizowanie zasad transferu zawodników może się okazać zbawienne dla całej dyscypliny. Zatrudnienie profesjonalnych agentów, których zadaniem będzie nie tylko znalezienie jakiejś łaskawej drużyny, która przygarnie pozostawionego na lodzie zawodnika (miniony sezon pokazał, że nie zawsze kończy się to dobrze), ale również dbałość o to, by zawodnik miał szansę zarabiać np. na kontraktach reklamowych (co w kolarstwie wciąż należy raczej do rzadkości), może na koniec dnia przynieść jeszcze więcej korzyści.

Przede wszystkim pozwoliłoby uniknąć takich zagrywek, jakie stosuje właśnie Denk, próbując się dogadać z kolarzami z pominięciem Lefevere. W futbolu, z którego przykładu tak bardzo obawiają się czerpać kolarscy działacze, funkcjonuje bowiem zawarte między topowymi drużynami porozumienie, na mocy którego takich zakulisowych rozgrywek prowadzić nie wolno. Wszelkie oferty muszą być oficjalne i kierowane do kierownictwa klubu. Da się?

Uporządkowanie i skomercjalizowanie zasad transferów może sięgać też głębiej i znacząco wspierać słabsze zespoły, które mimo wszystko wychowują kolarzy robiących później karierę w World Tourze. Dla takiego choćby Gianniego Savio, szefa Androni Giocattoli-Sidermec, przestałby być dramatem i zagrożeniem dla dalszej egzystencji drużyny brak „dzikiej karty” na Giro d’Italia, gdyby dostawał należny mu procent od kolejnych transakcji jego wychowanków. Tak samo, jak na jednym z transferów Roberta Lewandowskiego zarobił swego czasu Znicz Pruszków. Da się?

Na marginesie: maksymalny ekwiwalent za wyszkolenie zawodnika przez nasze rodzime kluby wynosi… 3000 złotych. Taka kasa, że trzeba uważać, żeby nie wydać na głupoty…

Do tego wszystkiego trzeba jednak jednej rzeczy: zmiany sposobu myślenia. I o to właśnie mam najwięcej obaw, bo środowisko kolarskie tego właśnie nie lubi najbardziej. To nic, że dyscyplina funkcjonuje z roku na rok na granicy ryzyka finansowego. Te zasady obowiązują już od ponad stu lat i będziemy się ich trzymać do samego końca. Naszego lub jej.

No, zobaczymy. Bardzo mnie interesuje, jak zakończy się sprawa podkupowania Evenepoela. Ciekaw jestem, czego nauczy się z niej Denk i jak bardzo poobijany wyjdzie z niej Lefevere. I jak szybko Madiot, który dziś rękami i nogami broni się przed wejściem do kolarstwa profesjonalnych agentów, sam sięgnie po ich usługi, by zabezpieczyć się przed wykupieniem jego własnych zawodników?

Moim zdaniem zegar już tyka.

P.S. Korzystając z okazji zareklamuję jeszcze jeden materiał, tym razem z aktualnego „bB”, gdzie postanowiłem rozkminić pokoleniową „zmianę warty” w kolarskim peletonie. I nie, wcale nie chodzi o to, że młodzi przyszli i tupnęli nogą, bo ta ewolucja, której skutki właśnie oglądamy, rozpoczęła się co najmniej dwie dekady wcześniej. Zapraszam!

Foto Gian Mattia D’Alberto – LaPresse

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.