Krótki film o komunikowaniu.

Słabo się znam na himalaizmie, choć w gruncie rzeczy urodziłem się w górach (fakt, sporo niższych). Ale za to znam się trochę na mediach i komunikacji, bo spędziłem w tej robocie ostatnie 20 lat, więc się poczuwam. I na sponsoringu sportu, bo też tu trochę maczałem paluchy. I sprawę widzę tak:

Jeśli dobrze liczę, to nie minęło jeszcze 40 dni od akcji ratunkowej i ocalenia Elizabeth Revol pod Nanga Parbat. A my gadamy o kasie za wywiady Denisa Urubki.

W międzyczasie mieliśmy dość istotną decyzję o zmianie trasy wejścia na K2, kilka mniejszych, lub większych wypadków (Bielecki, Fronia), samotną szarżę Denisa, wykluczenie go z wyprawy, a na koniec decyzję, że K2 w tym roku jednak nie dla Polaków, bo z różnych powodów się nie da. W sumie przez te 40 dni całkiem sporo się wydarzyło. A my gadamy o kasie za wywiady Denisa Urubki.

I o tym, że jego postawa, zachowanie ekipy, suma wszystkich zdarzeń i wszystko, o czym nie wiemy, szkodzi wizerunkowi polskiego himalaizmu.

Tu się zaśmieję krótko: „ha!”.

Nie mnie rozstrzygać ani o motywacjach Denisa, ani o stanowisku mediów, które za wywiady chcą płacić, lub nie. Nie moje małpy – nie mój cyrk.

Nie chcę się też wymądrzać na temat wizerunku himalaizmu, bo intuicja mi podpowiada, że jeszcze 40 dni temu zdecydowana większość tego udręczonego narodu nie miała bladego pojęcia o himalaizmie jako takim, a jego wizerunek w absolutnej większości przypadków kojarzy się z niewyraźnym, brodatym obliczem Kukuczki. O ile w ogóle ktoś – poza kręgiem wtajemniczonych – potrafi cokolwiek na ten temat powiedzieć. Ale jak słyszę argument, że ta historia „psuje wizerunek polskiego himalaizmu”, to się odruchowo zaciągam powietrzem (co jest niezdrowe, gdyż właśnie wróciłem do Krakowa…).

Zmierzam do tego, że niespełna 40 dni temu w historii tegoż himalaizmu została zapisana jedna z najpiękniejszych kart (sorki za patos, wybaczcie laikowi). I nie potrzebowaliśmy nawet 40 dni, żeby zupełnie o tym zapomnieć.

Do tego zmierzam: do dystansu. Media z natury rzeczy żyją bieżącą chwilą. Ważne jest to, co dzieje się dzisiaj, bo we wczorajsze linki nikt już nie klika. I liczy się to, co będzie jutro, bo tylko jutro można jeszcze próbować sprzedać.

Tymczasem sport – każdy jeden – żyje historią. Tabelami wyników, listami zwycięzców, historiami bohaterów. I jedynie obietnicą przyszłości.

Przyjdzie taki moment – być może za kilka miesięcy, a może później – w którym ktoś spisze historię tej wyprawy, żeby z nią pójść do mediów i sponsorów, w poszukiwaniu pieniędzy na kolejną eskapadę. Czy będzie wtedy mówił o problemie z wywiadem Urubki? Szczerze wątpię. Czy będzie opowiadał o problemach? Również nie przypuszczam. Czy będzie się rozwodził o tym, że w lutym 2018 roku miał miejsce jakiś himalajski rokosz, bo jeden z uczestników wyprawy inaczej rozumiał zimę? Nie podejrzewam.

Sądzę natomiast, że wybierze najładniejsze zdjęcia, opisze najciekawsze wątki i – jeśli tylko będzie miał trochę oleju w głowie – zbuduje najciekawszą jak dotąd opowieść, jaka miała miejsce w historii polskiego sięgania po szczyty. I będzie miał za sobą całkiem poważne liczby, którymi będzie próbował przekonać potencjalnego sponsora, że losy tej wyprawy śledziły olbrzymie rzesze ludzi. I bardzo prawdopodobne, że mu się uda bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej.

Oby miał szczęście i oby w międzyczasie żadna nieostrożna niewiasta nie złamała sobie nogi, idąc do Morskiego Oka w szpilkach, bo wtedy media znowu napiszą, jakie to chodzenie po górach jest niebezpieczne. Bo tak działają. Wystarczy to wiedzieć.

Foto: Asad Sheikh / Flickr

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.